W bibliotece

Za tydzień idziemy do biblioteki – ochoczo wykrzyknęły wychowankowie klasy czwartej. No tak – może się przedstawię. Jestem nauczycielką języka polskiego szkoły podstawowej. Pracuję w tym zawodzie już dziewięć lat i nie wyobrażam sobie, co poza nim mogłabym w życiu robić. Kocham dzieci, uwielbiam patrzeć na ich rozpromienione buzie przy okazji interesującego je tematu. Uwielbiam dawać im dobre oceny, cieszę się wtedy z ich małego szczęścia. Pocieszam również moich milusińskich w przypadku, kiedy któremuś dziecku powinie się noga i trzeba poprawić ocenę. Szkoła jest dla mnie miejscem, w którym oddycham i czuję się swobodnie. Codzienność sprawia mi problem, natomiast wystarczy, że przekroczę bramę tego wspaniałego miejsca i już czuję, że żyję.
Dziś nadszedł ten dzień i poszliśmy z dziećmi do biblioteki. Dzień ten bardzo sprzyjał takiej wędrówce. Ja, jeśli chodzi o wykonanie planu byłam trzy lekcje do przodu, a moim małym podopiecznym , aż się podeszwy paliły, żeby tylko wybrać się na przechadzkę odwiedzając przy okazji dom książek.
Weszliśmy do środka. Niebywały zapach w tym jakże nietuzinkowym miejscu przypomniał mi czasy mojego dzieciństwa. Pachniało tam dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy odwiedzałam to miejsce ze swoją mamą. Do dziś mama mi przypomina , że przeczytała mi chyba wszystkie możliwe dostępne w tamtych czasach bajki dla dzieci. Byłam tak uparta i tak kochałam książki, że mama nic więcej , tylko czytała mi, czytała i czytała.
Dzieci rozeszły się po bibliotece, a mi wpadła w ręce książka Shirley Williams, Sue Walmsley pt Delphi programowanie. Na moment zatrzymałam się przy niej, lecz jednak bardzo szybko doszłam do wniosku, że nic się we mnie nie zmieniło. Urodziłam się humanistką i pozostanę nią do śmierci. Wszelkie ścisłe pojęcia są mi tak bardzo obce, że szkoda ich czasu dla mnie. Niech wypożyczy tę książkę osoba, która będzie czerpała jak największe korzyści z jej lektury. Młoda krew zaczęła coraz bardziej wrzeć w ekipie dwudziestu dwóch rozrabiaków. Każdy miał za zadanie wybrać sobie książkę, której tytuł mu coś przypomina lub z czymś / kimś się kojarzy. I tak, Zosia wybrała „Calineczkę”, gdyż stwierdziła, że jest mała jak ona, Maciek wybrał książeczkę pt „Król Maciuś Pierwszy”, gdyż uznał , że to bajka o nim samym, Adaś zachwycił się „Pinokiem”, ponieważ skojarzyło mu się to z jego bratem,który nie zawsze mówi prawdę , Małgosia wypożyczyła dla siebie „Opowieść Wigilijną”, z racji nadchodzących świąt. W zasadzie, każde dziecko właściwie zinterpretowało moje polecenie i każde dziecko wybrało coś ciekawego dla siebie. Na koniec mój kochany zespół dzieciaczków dostał zadanie bojowe. Musieli wybrać książkę, której tytuł najbardziej przyporządkowaliby do mojej osoby. Kochane urwisy najzwyczajniej w świecie wybrały dla mnie „Słownik Ortograficzny” Śmiechom nie było końca, nawet poważna do tej pory Pani bibliotekarka roześmiała się od ucha do ucha , a dzisiejsze wyjście do biblioteki uważam za jedno z najprzyjemniejszych doświadczeń w mojej dotychczasowej karierze.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here